poniedziałek, 17 marca 2014

1. Tangled on the sidewalk

Narrator
Promienie słoneczne wpadały przez duże okna do pokoju. Pomieszczenie wydawało się jasne, nieskazitelne. Blado różowe ściany idealnie komponowały się z białymi meblami. Śnieżnobiałe firany miotały się przez letni wiatr. Za oknem wiły wesołą melodie poranne ptaki. Ale przejdźmy do setna. Na środku pokoju stało wielkie łóżko, a w tym łóżku leżała pewna brunetka. Na jej jasną cerę, padało światło, a gęste loki zakrywały ramiona. Zdawała się uśmiechać przez sen.
- Ally! Śniadanie! - krzyknął ktoś z dołu.


Ally
- Już idę mamo!
Przeciągnęłam się leniwie przecierając jeszcze śpiące oczy. Dziś mamy środę, mój ulubiony dzień tygodnia. Rozejrzałam się dokładnie po moim pokoju. Jak zawsze panowała, a nim czystość. Rośliny na parapecie i balkonie, kwitły na pudrowy róż wabiąc swoim zapachem motyle, ale wrócimy do środka. Mój pokój jest średniej wielkości. Mieści się w nim wielka szafa, biurko, komoda zwana też toaletką, łóżko i wszystkie moje pierdółki.
Zebrałam się z łóżka i podeszłam do szafy. Zawsze mam z tym problem. Co dziś na siebie włożyć? Na ciuchy nie mogę narzekać, bo mam ich na prawdę sporo. Po prostu od jakiegoś czasu nie mogę się na niczym skupić.

W końcu po upływie 10 minut zamknęłam się z wybranym zestawem w łazience.
Zrzuciłam z siebie pidżamę i weszłam pod prysznic. Zimne krople spływały strumieniem, a wokół unosił się wiśniowy zapach żelu pod prysznic. Po porannym orzeźwieniu wysuszyłam włosy i wy balsamowałam się masłem kakaowym. Ubrałam się w to
Pomalowałam paznokcie na czarno i zrobiłam sobie lekki makijaż. Zadowolona z końcowego efektu zeszłam na dół.
- Coś to szykowanie zabiera ci coraz więcej czasu. - powiedziała z uśmiechem mama, po czym podała mi śniadanie.
Mmmm...naleśniki!
Wpatrzona w moją mamę mieliłam każdy kęs naleśnika. Była dość wysoka. Szczupła i zawsze uśmiechnięta. Jej ciemne włosy opadały na ramiona, a orzechowe oczy migotały szczęściem.
- Wiesz już co dziś będziesz robić?
- Właściwie to chyba jestem umówiona z Trish, ale nie wiem bo miała mi odzwoni....-nie dokończyłam bo przeszkodził mi dzwonek do drzwi.
Rzuciłam mamię pytające spojrzenie i popędziłam w kierunku wejścia, a w nim ukazała się Trish .
- Hej, Ally gotowa? - spytała z szerokim uśmiechem.
- Na co gotowa?
- No na pierwszą lekcje jazdy. Nie pamiętasz naszej wczorajszej rozmowy?
- Trish, tłumaczyłam ci że nie mam wrotek.
- To nic, ja mam dwie pary. - odparła podając mi wrotki. - Ubieraj się i idziemy.
- Nie wejdziesz do środka? Może chcesz się czegoś napić?
- Nie...a może wody, jak do ciebie szłam gonił mnie jakiś kot z wścieklizną...- przyznała z dość dziwną miną.
Wpuściłam ją do mieszkania i już po chwili byłyśmy obydwie w salonie.
- Dzień dobry pani Dawson.
- Dzień dobry Trish, jak tam mama? Już zdrowa?
- Tak, dziś wypisują ją ze szpitala - odparła czarno włosa.
- Dobra, my już lecimy. - wtrąciłam się podając przyjaciółce szklankę z wodą.
- Dowidzenia!
- Pa!
Zamknęłam za sobą drzwi i odetchnęłam z ulgą.

Tym czasem u Austina

- Dez! Rusz tyłek, ile można zawiązywać buty? - pośpieszyłem przyjaciela, opierając się o jakiś murek.
- Normalni ludzie teraz siedzą w domu! Są wakacje, a ty mi już o 9.00 rano każesz zasuwać do schroniska!
- No to jak widzisz jestem nie normalny. - odparłem z uśmiechem. - Mam na głowie 14 machających ogonów, z którymi trzeba wyjść na spacer.
Pomogłem mu wstać z ziemi i ruszyliśmy dalej. Po 20 minutach dotarliśmy na miejsce. Schronisko mieści się prawie w centrum Miami. Był do średniej wielkości budynek.
Prze kluczyłem zamek w drzwiach i weszliśmy do środka.
Odłożyłem kluczyki na ladę, a w budynku rozległo się głośne szczekanie.
- To od czego zaczynamy? - spytał  Dez.
- Najpierw sprzątamy, później małe strzyżenie, poranne śniadanie i na końcu spacer. - odparłem podając mu mopa i wiadro.
- Nie ty chyba nie chcesz powiedzieć...- jęknął z nie zadowolenia.
- Sorki, ale ktoś musi zając się interesem. Potraktuj to jako zaszczyt. - poklepałem go po ramieniu i usiadłem za ladą zawieszając nogi na wysokim blacie. Dzień zapowiadał się upalny.
Wzruszyłem ramionami i wbiłem wzrok w ludzi maszerujących przed oknem. Za interesowała mnie  pewna brunetka. Jeździła na wrotkach po parku. Wdzięku jej nie brak, urody też nie, ma przepiękny uśmiech, tylko jeździć nie umie.
Uśmiechnąłem się do siebie i wyciągnąłem z kieszeni telefon.
- Austin! To ja się męczę, a ty se w węża grasz!? - krzyknął z oburzeniem rudzielec.
- Nie krzycz już tak, idę ci pomóc. - odarłem odkładając telefon na ladę i poszedłem w stronę rudego.
- Ale tu czysto! I w dodatku pachnie miętą? - pochwaliłem go spoglądając na błyszczącą podłogę
- Śie wie brałem korepetycje od babci. - odparł z dumą.
- Z każdym dniem zadziwiasz mnie coraz bardziej..
Zdziwił mnie jeszcze fakt że zęby psów święcą się tak samo jak płytki.
- Dez!?
- No co? przynajmniej dentystę  mają z głowy...
Spojrzałem na niego tupiąc nogą.
- Ej, ej, ej tylko nie zachowuj się jak moja matka. - powiedział na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Jednak nasze wygłupy przerwał huk drzwi.
Odwróciłem się szybko, a przede mną stanęła Brooke.
- Hej misiu. - powiedziała przylepiając się do mnie jak pijawka - to kiedy ta nasza randka?
- Po pierwsze nigdy nie mów do mnie misiu, a po drogie to żadnej randki nie będzie! - warknąłem odsuwając ją od siebie.
- Dlaczego!? - pisnęła robiąc wielkie oczy.
- Może dla tego że jesteś pusta i głupia jak but?
Dziewczyna puściła focha i z trzaskiem wyszła.
7 godzin później

- No to teraz spacer. - odezwałem się do rudzielca który właśnie czesał yorka.
- W końcu! - krzyknął jak 7 siedmiolatek, który właśnie dostał cukierka, i wyszedł kojca.
- Po śpiesz się! Mamy 15 minut do siedemnastej!

Ally

- Trish! Możemy już skończyć? Zaraz mi nogi odpadną! - krzyknęłam do przyjaciółki przede mną.
- Nie podawaj się! Idzie ci coraz lepiej!
Westchnęłam ciężko i odepchnęłam się wrotką. Nagle za sobą zauważyłam 6 psów różnej wielkości.  Chyba komuś uciekły bo każde z nich ciągnęło za sobą smycz. Kucnęłam koło jednego z nich i podrapałam za uchem.
- Strasznie cię za nie przepraszam - tłumaczył się szybko jakiś blondyn.
Wstałam i uśmiechnęłam się do niego.
- Nic się nie stało, są prze słodziutkie.
- Jestem Austin. - przedstawił się podając mi dłoń.
- Ally.
Chciałam już zawołać Trish, ale w pewnej chwili poczułam smycz na kosatkach, która pięła się coraz wyżej. Szóstaka czworonogów, zaczęła nas okrążać, tak że z każdym kółkiem byłam bliżej blondyna. Skończyło się tym że opierałam się o jego tors, a nasz oddech się mieszał.
- Trish! Pomocy...- krzyknęłam, ale odpowiedział mi tylko głośny śmiech.
Przewróciłam teatralnie oczami i westchnęłam ciężko.
- Ej gdzie te łapy?! - zwróciłam uwagę chłopakowi.
- Sory, ale gdybym mógł się ruszyć, na pewno by ich tam nie było. - odparł z uśmiechem.
Kontem oka zauważyłam moją przyaciółkę. Leżała ma chodniku śmiejąc się coraz głośniej, a koło niej leżał jakiś rudy w takiej samej pozycji.
- Czy ktoś może nam łaskawie pomóc?! - krzyknęłam z pretensjami.
- Już...już...nie... nie mogę! - pękła ze śmiechu czarnowłosa. No muszę przyznać że nie czułam się zbyt komfortowo. Stoję na środku chodnika, przywiązana do jakiegoś chłopaka. A te dwa ciołki turlają ci po chodniku!
- Trish! - doprowadziłam dziewczynę do porządku i już po chwili rozluźniła splątane smycze. Teraz mogłam dokładnie przyjrzeć się temu chłopakowi. Był to wyskoki blondyn o nieziemsko czekoladowych oczach. Ubrany w czarne rurki, biały T-shirt, a na to miał zarzuconą czerwoną koszulę.
Staliśmy oboje wpatrzeni w siebie jak w obrazek.
- Aaaa! Kosmici ich zahipnotyzowali! - spanikował rudy łapiąc się za głowę, a Trish posłała mu spojrzenie typu " idź się lecz".
Osunęłam się trochę od blondyna i podeszłam do przyjaciółki.
- Ally to jest Dez, Dez to jest Ally. - powiedział chłopak.
- Miło mi cię poznać. - odparłam z uśmiechem podając mu dłoń.
- Dez, Austin to jest Trish moja przyajciółka. Trish poznaj Austin'a i Dez'a.
- macie może jutro czas? - odezwał się po jakimś czasie blondyn- No wiecie chcielibyśmy z Dez'em was lepiej poznać.
- Jasne, tylko zadzwo...- nie dokończyłam bo przypomniałam sobie że telefon zostawiłam w domu. - Soki nie mam komórki.
- Ja też..-przyznała Trish.
- Nic nie szkodzi. - odparł blondyn - Daj rękę - zwrócił się do mnie i wyciągnął z kieszeni czarny marker..
I tak po 5 minutach miałyśmy obie na nadgarstkach numery nowych znajomych. Trish Dez'a, a ja Austin'a.
- Dobra my się będziemy już zbierać, do jutra! - krzyknęła Trish ciągnąc mnie za rękę.
Do zobaczenia!
---
Ta dam! Oto mój rozdział 1. Myślę że wam się spodoba.
Przepraszam że nie ma prologu, ale jakoś nie miałam na niego pomysłu.
 Rozdziały będę wstawiać 1/2 razy w tygodniu.
Może trochę wcześniej Wiecie szkoła i tak dalej.
 Przepraszam za błędy, ale do 21 marca nie mam Internetu
i rozdział był pisany na komórce.
No, ale ja się tu nie rozpisuję tylko czekam na waszą opinię ;)
Do następnego wpisu...
Maddie ;)